poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział Piąty

Dzwonki




            – Ty, ty rzucasz kamieniem!
– Nie, ty!
– Weź ten kamień!
– Sam weź.
– Mam was, nicponie! – zakrzyknął Labraid, gdy chwycił dwójkę urwisów za koszule. Podciągnął ich w górę, że dyndały w powietrzu nogi. Łypał kolejno na ich twarz i w końcu drwiący uśmiech wykrzywił jego twarz.
– No, no. Kogóż my tu mamy. Juan i Laurys. Dwa szczurki, pałętające się nocą po dziedzińcu. Oj, zdaje mi się, że rano pewien Starszy się dowie, że jego podopieczni wyleźli z łóżek.
– Ale to nie tylko… – zaczął jeden z chłopców, który nosił imię Juan.
– Buzia na kłódkę, mój panie. Jazda. Pójdziecie przodem i cieszcie się, że nie złoiłem wam skóry. – Odźwierny puścił dwójkę na ziemię. Obydwaj klapnęli pośladkami o kamienny dziedziniec, ale żwawo poderwali się na nogi. Po chwilę cała trójka zmierzała w stronę siedziby Szczurów. Cóż, drogi Czytelniku, mieli pecha. Juan i Laurys wyściubili nosy i powędrowali za Torinem i Morwen. W prawdzie nie tak umówili się z Eoinem, który wyraźnie zakazał im się wtrącać, ale ta dwójka urwisów niesamowicie lubiła grandzić. Postanowili więc wpędzić nowicjuszy w kłopoty, nim ich przygoda w Zamku na dobre się rozpoczęła. Nie przewidzieli jednak, że wpadną na Labraida. Odźwierny zasiedział się przy butelce od matki Morwen i wyszedł późno za potrzebą. Gdy wracał już do swojej izby, dostrzegł przemycające pod ścianą dwa cienie. Domyślił się, że ktoś wybrał się na nocną przechadzkę. Nie miał na tyle dobrych oczu, by z daleka stwierdzić, że to najmłodsi pałętają się po dziedzińcu, więc w pierwszej chwili zgrzytnął zębami, że znów smarkacze od Żbików wymykają się do wioski. Jacca, który był Starszym najmłodszych chłopców, z pewnością miał się rankiem dowiedzieć o całym zajściu. Na szczęście, a może i nie, spał twardym snem w czasie całego zajścia i już tylko parę godzin dzieliło go od wydania straszliwego wrzasku, po zorientowaniu się, co jest zawartością jego butów. Morwen i Torin, dumni z własnego wyczynu zakrywali usta dłońmi, by nie wybuchnąć głośnym śmiechem, gdy wracali do swojej izby. Spodziewali się, że wszyscy będą już spali, wielkie więc było ich zdziwienie, gdy po wejściu zostali zasypani gradem pytań. Cóż, na pewno przyczynił się do tego Labraid, który, niemalże ciągnąc za kołnierze, powrzucał dwóch krnąbrnych wędrowców do łóżek. A wściekła mina Starszego, która nie uszła uwadze nikogo, gdy rankiem zasiadali do śniadania, była odpowiednim dowodem męstwa nowych. Stali się więc pełnoprawnymi Szczurami. Do większej radości przyczynił się również fakt, że Juan i Laurys zostali o wszystko posądzeni, więc po przetrzepaniu tyłka, musieli udać się do kuchni, by przez kilka kolejnych dni zeskrobywać resztki posiłków z naczyń.
– Trzymałeś ty kiedykolwiek kij, chłopcze? – warknął postawny, brodaty mężczyzna, gdy kolejny raz poprawiał postawę Morwen. Dziewczynka stawała w zbyt szerokim rozkroku i zbyt wąsko trzymała ręce, także kij łatwo było jej wytrącić. – Odganiałeś się ty kiedy od psów?
– Tak, panie – bąknęła tylko i kolejny raz poprawiła ustawienie.
– Jak chcesz walczyć mieczem, skoro uderzanie kijem jest dla ciebie za trudne? – zakpił, przeczesał palcami swoje rzadkie włosy i ruszył poprawić kolejnego z chłopców. Morwen zacisnęła zęby i zaczęła ryć kijem w ziemi. Gdy podniosła wzrok, dostrzegła Eoina, który zrobił do niej minę zza pleców nauczyciela. On umiał już trzymać kij i nie widział w tym nic trudnego. Ba, drogi Czytelniku, uważał to za śmiertelnie nudne.
– No dobra, nicponie. Wypad i cięcie. Powtórzyć, wypad i cięcie. No, a teraz w kolejkę.
Ustawił ich potem przed słomianym jegomościem, któremu za kręgosłup robił kij, a za okrycie kawał skóry. Na piersi wymalowano mu bielidłem tarczę, najpewniej do ćwiczenia strzałów z łuku, bo skóra w miejscu tarczy była podziurawiona.
– To co, pierwszy raz spuścisz komuś lanie? – zapytał grubas Torina, a chłopcu zaczerwieniły się uszy.
– Nie gadać tyle. No, już. Który pierwszy? – mężczyzna zerknął na szereg. Jego oczy zwęziły się, a na ustach wykwitł drwiący uśmiech, gdy wzrok spoczął na dłubiącym w nosie Laurysie. – Nasza kuchareczka, wystąp!
Ręka chłopca zastygła w drodze z nosa do ust, gdy posłyszał szyderstwo. Ale szybko przybrał dzielną minę, nadął pierś i rzucił:
– Która?
Rozległy się stłumione chichoty, a nauczyciel zmarszczył groźnie brwi. Wziął się w boki i prychnął ostentacyjnie.
– Gruli do uszu ci w tej kuchni napakowali? Powiedziałem, wystąp.
Laurys nie mógł dłużej udawać, że nie o niego chodzi, gdyż mężczyzna spoglądał mu prostu w twarz. Gdy w końcu wystąpił z szeregu, brodaty splunął i wskazał mu, gdzie ma stanąć.
– Wyobraź sobie, że zostawił dużo obiadu na talerzu, który ty teraz musisz zeskrobać. Dalej, pokaż mu, jak jesteś wściekły – zachichotał zadowolony z własnego dowcipu. Nie skarcił również reszty, która dobrze się bawiła.
Chłopiec zamachnął się kijem i uderzył stracha na wróble w ramię. Cios wyprowadził znad głowy, jakby trzymał w rękach ciężki topór lub maczugę. Zupełnie niepoprawnie, zważając, że kij imitował miecz dwuręczny.
– Dwa razy dostałbyś klingą w brzuch, kuchciku. Wracaj do szeregu, następny. Teraz ty, grubasku.

*

Początek dnia uważał za udany. W prawdzie dopiero świtało i piały kury, ale obudził się w niesamowicie dobrym nastroju. Wyspał się w pachnącym sianie i po otworzeniu oczu zastał tuż obok rudego kocura, który razem z nim postanowił ugościć się w tej zacnej sypialni. Zwierzę mruczało zadowolone, gdy Amargein drapał je za uchem. Potem chłopiec pobiegł na poszukiwanie matki. Znalazł ją w Starej Zagrodzie, gdzie brała od znajomej gospodyni mleko. Na sam tego widok chłopiec cały się rozpromienił. A jeszcze bardziej ucieszyły go zasłyszane słowa, że matka planuje piec następnego dnia chleb i pytała, czy może skorzystać z pieca w Starej Zagrodzie. Wracali do chaty razem.
– Nie uczysz się dziś u kowala? – zapytała swojego syna.
– Nie, matko.
– Chciałabym, żebyś wyprawił się dziś do M’argh. Jak ruszysz zaraz, to wieczorem powinieneś wrócić. Myślałam, że jesteś dziś w kuźni i będę musiała płacić jakiemuś pachołkowi. Ale skoro możesz iść, to tak będzie lepiej.
– Po co mam iść do M’argh? – zaintrygował się chłopiec, jakby już wietrzył jakąś przygodę.
– Mam do przekazania trochę ziół młynarzowej. Obiecała w zapłatę mąki.
Amargein nie mógł się już doczekać. Jego wyprawa, może z pozoru nudna, była jak spełnienie marzeń chłopca.
– Dam ci placek i kawałek sera. Wody będziesz miał pod dostatkiem. To prosta i bezpieczna droga. Jakby jechały wozy z pola, to wezmą cię przecież kawałek.
Wyruszył natychmiast, gdy tylko matka spakowała mu worek. Początkowo prawie biegł, myśląc, że ma niesamowicie ważne zadanie i jak najszybciej musi dostarczyć przesyłkę. Jego jasne włosy powiewały za nim tak, że na sam widok kowal chwyciłby nożyce i obciął mu je tuż przy głowie. Gdy Amargein zostawił jednak już za sobą chaty, zwolnił trochę i delektował się porankiem. Znalazł kawałek kija, który niósł potem dzielnie u boku, wyobrażając sobie, że to ostry miecz, a on sam jest rycerzem, który stracił konia, gdy zaatakowały go dzikie zwierzęta i jest teraz zdany tylko na siebie i swoje ostrze. W oddali majaczył masyw gór, które świt pomalował na fioletowo. Mgła skrywała ich podnóża, zatem zdawały się wyrastać z chmur.
Ptaki ćwierkały, a nad kwiatami fruwały wróżki, ćwierkając chyba jeszcze zajadlej. Chłopiec zaczął nucić wesołą melodię, w rytm której maszerował. Po chwili zjawiła się przy nim jedna z wróżek i trzepocząc skrzydłami, fruwała dookoła głowy, niby uciążliwa mucha. Amargein uśmiechnął się kącikami ust, poprawił na ramieniu swój worek, ale nie przestawał nucić. Wróżka była duża, jak na przedstawicielki swoich gatunków. Wyraźnie można było dostrzec kokardkę czerwonej sukienki. Najpewniej sypiała w jakimś dorodnym maku. W końcu chłopiec przystanął i wciąż nucąc swoją melodię, wyciągnął w stronę stworzonka rękę. Wróżka długo zbliżała się do niego i odlatywała, ale w końcu przysiadła na jego palcach i wsłuchiwała się jak urzeczona w jego piosenkę. Objęła małymi rączkami cieniutkie nóżki i trzepotała tylko czasami skrzydełkami. Chłopiec skończył nucić i chciał drugą ręką pogłaskać maleństwo po włosach, wróżka jednak zerwała się z głośnym świergotem i odfrunęła w swoją stronę. Amargein z uśmiechem ruszył w dalszą drogę.
Zatrzymywał się rzadko. Raz, gdy postanowił przetrzeć twarz chłodną wodą, z płynącego przy drodze strumienia. Drugi raz, gdy postanowił zjeść kawałek placka. Zatrzymał się i trzeci raz, gdy bardzo nieduży kawałek drogi dzielił go od M’argh.  Droga była zablokowana. Stały tam dwa wozy, okryte pstrokatymi płachtami, dwa pstrokate kuce pasły się na trawie przy drodze, a mała grupka ludzi popasała pod drzewem. Widać było z daleka, że jeden z mężczyzn ma śmieszną czapkę z dzwonkami. I co najważniejsze, chłopiec słyszał, że mężczyzna brzdęka na lutni. Ochoczo ruszył w stronę kompani, która od czasu do czasu wybuchała śmiechem. Musieli odpoczywać przed wkroczeniem do miasta, gdyż tam przyszłoby im płacić za gospodę. Sam więc na pewno rozumiesz, drogi Czytelniku, że o wiele tańsze i zapewne przyjemniejsze, było goszczenie się na świeżym powietrzu.
– Witajcie! – zawołał do nich chłopiec, gdy podszedł bliżej. Teraz spostrzegł, że w grupie osób były również dwie kobiety. Były bardzo piękne, wyglądały jak siostry. Długie, kruczoczarne włosy nosiły rozpuszczone. Uśmiechały się figlarnie, gdy dostrzegły Amargeina. Wszyscy musieli być wagantami, gdyż ich stroje były  niezwykłe pstrokate, a sukienki dwóch czarnulek każda dama uznałaby za nieprzyzwoite.
– Witajcie, mości panie! – zawołał bard z lutnią. Szybko wstał z ziemi i zerwawszy swoją czapkę, dzwoniąc dzwoneczkami, złożył chłopcy przesadnie dworski ukłon, co wywołało radosne śmiechy reszty kompani.
– Chodź, siądź sobie tutaj z nami. Skwar dziś, a w cieniu przyjemnie! Znajdzie się i trochę piwa dla wielkiego pana! – zaproszono go, by przysiadł się do wędrowców, a on chętnie z tego skorzystał. Był zachwycony wszystkim. Ich radosnymi twarzami, kolorowymi strojami, dobrym nastrojem i pięknymi wagantkami.
– Zmierzacie do M’argh? – zapytał z nadzieją i z wielkimi oczami przyglądał się ich twarzom.
– Nie inaczej, mości panie! – odparł bard i szarpnął struny swojej lutni. – W końcu jarmark!
– A potem? Potem gdzie zmierzacie? – dopytywał coraz bardziej zainteresowany.
– Każde miasto i każda wieś Zagórza. Potem Brynn i gościńce! A kto wie, może i Dal – odparła jedna z kobiet i ugryzła kawałek czerwonego jabłka. Jej głos przypominał dźwięk malutkich dzwoneczków i Amargein zapragnął, by usłyszeć jak śpiewa. Miał wrażenie, że swoim głosem zawstydziłaby słowika.
– Zmierzacie do Brynn, panie – zwrócił się ni to w przestrzeń, ni to do barda. Musiał mieć tak rozmarzoną minę, że jeden z wagantów zawołał do niego.
– Umiesz śpiewać lub grać? Albo żonglować? Miejsce ci u nas na wozie się znajdzie, a i w większej kompani wesoło! Zabierz się z nami, jeśli masz takie pragnienie.
Chłopiec zasępił się nieco.
– Chciałbym, chciałbym tego najbardziej na świecie! Ale mam matkę moją jedyną. Sama zostałaby w zagrodzie. A teraz też ona wysłała mnie do młyna. Pomyślałaby, że ma złego i niewdzięcznego syna.
– Będziemy w M’argh na czas jarmarku. Całe cztery noce. Łatwo ci będzie nas znaleźć, jeżeli zdecydujesz. A teraz chodź, siądź z nami na wozie. Tylko kuce połapiemy i hop, ruszamy. Do miasta możesz z nami jechać, mości panie! No, hejże. Zaśpiewajmy sobie piosnkę! – zawołał bard, co wywołało ogólną aprobatę i pocieszyło zasmuconego chłopca. 
Spotkanie wagantów wywarło w nim zmianę. Gdy wieczorem wracał do chaty matki i trzymał na worek mąki, nie marzył już o byciu rycerzem. Teraz widział siebie na wozie, wśród tamtych ludzi, u boku dwóch ślicznych wagantek. Chciał z nimi podróżować, śpiewać na jarmarkach i zobaczyć Brynn i kraje pozostałych braci. I pojechać w Dal! Na samą myśl drżał z radości, że mógłby zobaczyć ten inny kraj.
Był to dwunasty rok jego życia, gdy dwa dni później, pod osłoną nocy, biegł do M’argh na złamanie karku i tylko czasem ocierał łzy, które dziwnym trafem zbierały się w jego oczach na myśl, że opuszcza matkę. Ale w sercu mieszkała już przygoda. I łzy rozpaczy mieszały się ze łzami szczęścia, że oto spełnia marzenie swojego życia. I żaby rechotały i świerszcze grały swój koncert, jakby tworząc Amargeinowi orszak pożegnalny, gdy ten żegnał się z kuźnią kowala i biegł ku nowej, kolorowej przyszłości.







Przepraszam was bardzo, miałam dodać rozdział w poprzednim tygodniu, ale miałam (i nadal mam) problemy z moim komputerem. Dlatego proszę was o jeszcze kilka dni, by nadrobić wasze opowiadania. Dziś też dodaję rozdział właściwie od koleżanki, która pozwoliła mi skorzystać ze swojego laptopa. Myślę, że w ciągu najbliższych dniach wszystko się wyjaśni i spokojnie będę mogła zostawić wam komentarze. Cieszę się, że spodobała wam się moja mapa! To naprawdę miłe :) Trzymajcie się wszyscy cieplutko! 

16 komentarzy:

  1. Hmm, jak zwykle trochę odpłynęłam czytając to co piszesz. Przytrafiło ci się kilka potknięć, ale to naprawdę nic wielkiego. Szkoda, że rozdział trochę krótki. Końcówka za to było dosyć smutna. Ja bym tak nie umiała postąpić. No i chyba bym się bała. Fajnie, że rozdział jest taki... wyważony i spokojny. To też jest potrzebne. :)
    Czekam na kolejny rozdział i niech komputer już przestanie ci figlować ;>
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że wczuwasz się w moją historię! Że istotnie pozwala się oderwać od rzeczywistości. Owszem, rozdział spokojniejszy, ale ważny. Przecież decyzja Amargeina wpłynęła na całe jego życie! Goni za marzeniami, ot co. Pewnie gdybyśmy znaleźli się w jego sytuacji, sami bylibyśmy znudzeni tym wszystkim...

      Usuń
  2. Rozdział fantastyczny, z resztą tak jak wszystkie ;) Wreszcie wrócił Amargein(tym razem już chyba dobrze ? :D). Zaciekawiło mnie jego wyruszenie z tymi, spotkanymi przez niego, wędrowcami. Czy kiedy wyruszy z nimi w drogę pozna Morwen ? Ahhh, już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Życzę twojemu komputerowi szybkiego powrotu do formy, a tobie nieustającej weny. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tym razem dobrze! :) Czy pozna Morwen, nie wiadomo! Dziewczynka przecież wciąż jest w zakonnych murach. Ale Amargein rusza w świat i kto wie, jakie przygody go tam spotkają. Cieszę się, że ci się spodobał rozdział! Najbliższy pewnie niebawem!

      Usuń
  3. Tak jeszcze co do poprzedniego komentarza:
    Jestem naprawdę pod wrażeniem tego jak wiele czasu spędziałaś nad tymi wszystkimi wierzeniami, duszkami, stworami etc. Ale najfajniejsze jest chyba to, że zawsze masz gotowe odpowiedzi dlaczego tak, a nie inaczej, dlaczego ludzie zachowywali się właśnie tak, jaki jest twój świat i co chcesz z nim zrobić. Dzieki temu całe opowiadanie jest jeszcze bardziej wyjątkowe, specyficzne i niesamowicie przyjemne ;) A o tych ognikach to nie wiedziałam, więc dzięki ^^ Natmiast o tych stowrkach od Amargeina zapomniałam, więc ciii, a poza tym to chyba się nie pojawiły tylko były wspominane ;)
    Ten rozdział to strasznie krótki był! Rozumiem, że nie miałąś możliwości napisać więcej, ale no - wiesz i ta jest krótko :P
    Wesoła gromadka z zamku jest naprawdę udana ^^ Z tymi butami z niespodzianką też się udali. Tak po szczerosci to myślałam, że ich złapią :P No, ale dały radę małe Szczurki i jeszcze wina spadła na tych tam... no Juana i kogoś tam (no nie pamiętam tego drugiego). Ale mieli niefarta, że ich złapano ;) - ale cóż wścibstwo nie popłaca :P
    Natomiast Amargein i ten cały wyjazd... On w ogóle pytał matki o zdanie? Powiedział jej? Bo chyba nie... W końcu jaka matka puściłaby dzieciaka z nieznanymi ludźmi, którzy nie mogą zapewnić mu utrzymania. To artyści, a oni to raczej pewni zarobku być nie mogą... przynajmniej nie w tamtym świecie ;) Poza tym Amargein to jedynak, więc tym bardziej matka chyba by go nie puściła. A skoro ma zamiar jednak zwiać, to jest strasznym lekkoduchem. Chłopak ma zapędy artystyczne, no ale żeby tak od razu w podóż z pierwszą lepszą trupą? Naprawdę jestem bardzo ciekawa jak to się sprawdzi - wiadomo on tam sobie marzy o niebieskich migdałach, a gdy już spełni tą część marzenia, to coś mi się zdaje, że dość mocno się zawiedzie ^^
    Mam nadzieję, że następny rozdział będzie dłuższy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę czasu spędzam na buszowaniu po różnych stronach; czytam, analizuję i dopasowuję do historii. Bo takie mieszanie mitologii to jednak trochę pracy jest :) Lubię mieć dopracowane światy, więc poświęcam im trochę czasu. No i staram się ułożyć (przynajmniej pobieżnie) w głowie historię, nim przeleję ją na papier. Co do treści; gromadka z Zamku to takie typowe dzieciaki, które grandzą, ale da się je lubić. Amargein goni wiatr w polu. Próbuje iść za marzeniami i faktycznie jest lekkomyślny. Nudzi się strasznie! Cóż, obie wiemy, że swojej matce nic nie powiedział. Było mu jej szkoda, ale bardziej nęcił go świat! Trupa się nawinęła i to po prostu przelało czarę. Chłopiec chciał poznać świat, a tego nie zapewniłoby mu życie w małej zagrodzie i nauka u kowala. Postaram się przygotować nieco dłuższy rozdział :)

      Usuń
  4. Przeczytałam, przeczytałam ^^
    No, podoba mi się Twój styl pisania, co tu dużo pisać! Po prostu robisz to w taki inny od wszystkich, oryginalny sposób.
    Tak przeczytałam ten rozdział i sama już nie wiem, co wolę. Czy perspektywę Morwen, czy Amargeina. Z jednej strony zdecydowanie bardziej przemawia do mnie wizja walczącej niczym prawdziwy rycerz młodej dziewczyny. Zdobywającej umiejętności w fechtunku, by następnie stanąć ramię w ramię z mężczyznami u boki podczas walki o własne prawa, czy dobro kraju, w którym mieszka. Z drugiej jednak strony wykreowałaś biednego chłopca bez ojca. Takiego, który lubuje się w pięknie. Jest w dodatku niesamowicie uzdolniony wokalnie. Tak sobie zsumowałam te dwie postaci... Razem tworzą zgraną całośc. Tak, jakby jedno było tym, kim powinno być drugie. Uzupełniają się nawzajem. I choć prowadzą kontrastowe nie tylko do siebie ale także do ogólnego pojęcia o człowieku w Twoim opowiadaniu, życia, to jednak jest w nich coś, co sprawia, że człowiek śledzi ich losy z zapartym tchem. Amargein nie jest rycerzem, ale za to Morwen nim będzie. tak więc naprawdę uważam, że są dla siebie wręcz stworzeni.Aczkolwiek nieomylna nie jestem i mogę mieć jedynie takie widzi mi się, aby tak myśleć ^^
    Czy ja wiem, czy dałabym radę tak po prostu zostawić matkę i uciec z jakąś - przypuszczam, że taka grupka muzyczna jakby to była, prawda? Nie mniej jednak chłopak kieruje się marzeniami, a to dobrze o nim świadczy. Tylko, czy nie będzie musiał zapłacić za nie wysokiej ceny??

    Przepraszam, że dzisiaj tak krótko, ale właśnie wróciłam z pracy i naprawdę nie mam siły na rozpisywanie się. Niemniej jednak rozdział mi się podobał. uwielbiam tę prostotę w Twoim wykonaniu. Niby ludzie żyjący w czasach jak za średniowiecza, ale i tak niesamowicie ciekawi mnie ich los. No ale to logiczne, bo ogólnie kocham średniowiecze, a już w ogóle starożytność to świetna była! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przedstawiłaś naprawdę ładną teorię o uzupełnianiu się Morwen i Amargeina! Przyznam, że nigdy w ten sposób nie myślałam, ale to trochę prawda. Niby dziewczynce narzucono styl życia, ale Amargein jest lekkoduchem z wyboru. Bardzo się cieszę, że mój styl ci się podoba i tekst jest przyjemny. Staram się to wszystko stylizować na jakąś klechdę, opowieść, która pasuje do trzaskania ognia w kominku :)

      Usuń
  5. W końcu mi się udało wszystko nadrobić ;)
    Szczerze mówiąc, nie czytałam i jakoś nigdy nie widziały mi się zbyt dobrze opowiadania, pisane w tym właśnie stylu, ale, co mnie zaskoczyło - Twoje mi się spodobało i wciągnęło, przez co czuję pewnego rodzaju niedosyt. Tak jak pierwsza komentująca: Zupełnie odpływam i to na tyle, że szczerze mówiąc, nie zauważyłam, kiedy zamiast pustego domu, zastałam go pełnego ludzi, a to nie zdarza mi się nawet, gdy czytam książki i to bardzo dobre książki, moich ulubionych autorów. Wprowadziłaś mnie do innego świata i nawet sobie nie wyobrażasz, jakie wielkie było po tym moje zdumienie. Teraz już dokładnie rozumiem stwierdzenie, które kilka lat temu powiedziała mi babcia "Gdy coś czytasz, przenosisz się do innego świata i przeżywasz kilka żyć naraz, nie masz już swojego jednego, ale kilka, na tym polega magia czytania" przez te lata, pukałam się w czoło, przypominając sobie, co ta starsza kobieta mi wciąż opowiadała, ale teraz myślę, że muszę się do niej przejść i przeprosić, bo właśnie to przeżyłam. Całkowicie oderwałam się od rzeczywistości i byłam bohaterami Twojego opowiadania, każdym po kolei. To było niesamowite uczucie i dziękuje Ci za nie i za to, że otworzyłaś mi oczy na to, na co przez wiele lat byłam ślepa. Na pewno jeszcze tu wrócę i mam nadzieję, że mnie powiadomisz o kolejnym rozdziale. ;)

    [uczucia-niekontrolowane.blogspot.com]

    Zapraszam również na mojego nowego bloga [podnoze-mroku] jeśli masz ochotę, to zajrzyj, na uczuciach nic się niestety na razie nie dzieje i na to nie zanosi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za twój komentarz i taki wielki komplement! To naprawdę strasznie dużo dla mnie znaczy. Ale z drugiej strony również cieszę się, że osiągnęłam cel. Lubię pisać, ale pisarz jest niczym bez czytelników. Skoro moja praca naprawdę pozwala wam się oderwać od świata rzeczywistego, to znaczy, że robię coś w miarę dobrego :) Może nie warsztatowo, ale chociaż fabularno-literackiego. I to jest dla mnie największa pochwała.

      Usuń
  6. Dodałam kiedyś Twojego bloga do Obserwowanych, ale nie wiem do tej pory, dlaczego nie wyraziłam żadnej swojej opinii. No cóż, czas to zmienić. Jeśli coś będzie niezrozumiałe – przepraszam, ale przy dłuższych monologach zaczyna mi się wszystko mieszać xD
    Długi, porządny prolog, który już na wstępie przedstawia nam część opowiadania. Fantastyczne przedstawienie historii królestwa, lekko napisane, nie przytłaczające czytelnika. Zwracasz się bezpośrednio do niego, co nie spotyka się na wielu blogach. Zazwyczaj autorzy wolą trzymać się jednego schematu, a ty pomieszałaś tak jakby narrację trzecioosobową i bezpośrednią perspektywę narratora. Możemy ciebie z nim uosabiać. Aczkolwiek, bardzo przypadło mi to do gustu i z chęcią przeszłam do kolejnego rozdziału.
    Świetne rozpoczęcie rozdziału pierwszego. Wyobraziłam sobie, że nikogo jeszcze nie znamy, nikogo nie widzimy, ale taki obraz rozpoczynają stopy chłopca, który co sił biegnie do tej chatki. Ach, działa na wyobraźnię. Niby proste, jednak intrygujące. Ten stwór, kobieta to z mitologii irlandzkiej, tak? Słyszałam coś kiedyś, ale nie sądziłam, że tak mało znane mitologie mogą być używane w opowiadaniach. Wielki plus za oryginalność. Ciekawi mnie tak naprawdę, dlaczego tak koniecznie chcą się pozbyć tej dziewczynki. Oczekiwał chłopca, to można zrozumieć, no ale żeby tak pozbywać się własnego dziecka. dziwny ten facet.
    Dziecięca głupota została świetnie przez ciebie przedstawiona w kolejnym rozdziale. Dziewczynka niewiele wiedziała o powodzie prowadzenia jej na zamek, zadawała banalne, jednak trudne do wytłumaczenia przez kochającą matkę pytania. To takie niezrozumienie obu stron do mnie przemówiło, wyszło realistycznie.
    Świetnie przedstawiona struktura zamku, mieszkańców. Sytuacja z Eoinem (tak to się odmienia?) była rewelacyjna. Taka prosta, często można spotkać przeciwstawienie się najmłodszych tym rządzącym w ten sposób, jednak dobrze napisane trudno znaleźć. Mam dokładnie to, czego oczekiwałam. Cieszy mnie to.
    Muzyka, którą dobrałaś do rozdziału „Ogień” jest rewelacyjna. Świetnie buduje napięcie, nastrój czytanego tekstu. Pojawiający się bohaterowie są od siebie różni, co dodaje złożoności opowiadaniu. Może nie wyróżniają się jeszcze aż tak, żeby kojarzyć ich po jednej wadzie czy zalecie, jednak to dopiero początek, więc całkiem zrozumiałe. Mam wrażenie, iż później nie będzie z tym żadnych problemów, bowiem masz łatwe do zrozumienia opisy postaci. Oraz miejsc, oczywiście, całych sytuacji.
    W ostatnim do tej pory rozdziale (tak, tym, dziwnie to brzmi) zauważyłam coś, co podsunęli ci już poprzedni czytelnicy – widz odpływa w niektórych momentach. Tak jakby przenosi się w miejsce wydarzenia. Chociaż nie jest opisany dosłownie każdy szczegół, to człowiek to sobie mimochodem dopowiada, dzięki temu wyobraźnia kreuje caluteńkie otoczenia. Mogłabym wręcz zaprzyjaźnić się z bohaterami, tak realistycznie są wykreowani. Rzadko spotyka się takie historie.
    Tak ogólnie to cóż mogę rzec – ciągle chwaliłam, bo wszystko mi się podobało. Wkurzam się czasami, że nie mam się czego przyczepić, ale skoro tak jest… Zdarzają się błędy techniczne, co mnie pociesza (jako tą spragnioną krytyki, dziwna jestem), ale nie umniejsza to czytanemu tekstowi. Nie zauważa się po prostu potknięć, czytając to opowiadanie. Gratuluję! <3
    Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Mogę podziękować za pisanie tak realistycznego opowiadania ;D
    Pozdrawiam <3
    [trzymaj-mnie.blogspot.com] jak masz ochotę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hip hip, hura! Kolejny zadowolony czytelnik! :) Cieszę się, że znalazłaś chwilkę na przeczytanie mojej historii oraz znów się ucieszę, że pomagam komuś oderwać się od tego świata. Całą fabułę mam zaplanowaną i każdego bohatera rozrysowanego. Staram się, by byli różni. Chciałam też pewnego dnia wstawić zakładkę, by pokazać wam, jak ja wyobrażam sobie moich bohaterów, ale do tej pory nie znalazłam wszystkich pasujących zdjęć. Lubię również bawić się w kreację otoczenia. Interesują mnie mitologie, więc zapożyczam sobie z nich co nieco. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały cię nie zawiodą!

      Usuń
  7. Witam, ja również przepraszam, że tak późno, ale wyobraź sobie, że byłam pewna, że już tą część czytałam i komentowałam ;) Wybacz! ;)
    Co do rozdziału to troszkę krótki, brakowało mi w końcówce rozmowy chłopca z matką, jej odczuć, rozbudowania tego wątku - takie na szybko to było, podobnie jak historia z łajnem w butach - zrobiłaś do niej dobry, długi wstęp, tu rozwiązanie pojawiło się nazbyt szybko.
    Sprawdź też rozdział, bo jest tu trochę błędów, np. "Laurys nie mógł dłużej udawać, że nie o (niego) chodzi, gdyż (mężczyzna) spoglądał prosto na (niego). Gdy w końcu wystąpił z szeregu, brodaty (mężczyzna) splunął i wskazał mu, gdzie ma stanąć." - zobacz jakie powtórzenia masz w tym fragmencie.
    Ale nie myśl, że ja tu o samych złych rzeczach prawię - lubię Twój styl, jest naprawdę barwny i całość przyjemnie się czyta ;) Czekam także na przygodę małego Amargeina ;)
    Pozdrawiam gorąco i weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za zwrócenie uwagi, zaraz postaram się to naprawić :) Może masz rację, że trochę za szybko przeskakuję z wydarzenia na wydarzenia. To chyba kwestia tego, że pali mnie, by zabrać się za wątki główne i wychodzi niechlujnie... postaram się na to zwrócić większą uwagę. Amargein będzie miał wiele przygód i mam nadzieję, że spodobają się one nie tylko nam, ale również jemu. A życzenia Weny przydadzą się zawsze i wszędzie ^^

      Usuń
  8. Kurczę, tak strasznie mi głupio, że nie przeczytałam tych dwóch nowych rozdziałów. No ale jestem i nadrabiam (w końcu) zaległe części.
    Mało było o Morwen, ale narrator jak zwykle z niesamowitą lekkością oprowadzał mnie po twoim świecie, muszę przyznać, że trochę ci tego zazdroszczę hehe :P
    Zaciekawił mnie wątek Amargeina, który jednak mimo wszystko zostawia matkę i postanawia spotkać się z bardami. Co prawda nie napisałaś o tym dosłownie i czytelnik mógłby się zastanawiać, czy w istocie chłopak nie wróci za jakiś czas do domu. Jednak napisałaś, że biegł do miasta ze łzami w oczach, co już nasuwa się samo, że Amargein wyrusza na przygodę. Z jednej strony mu się nie dziwię, bo dla takiego chłopaczka nic ciekawego poza kowalem i pracą u niego w wiosce nie ma, a podróżując, będzie mógł ujrzeć niesamowite rzeczy i spotkać rozmaitych ludzi, nauczyć się wielu pożytecznych umiejętności... Szkoda tylko matki, bo najpierw straciła męża, a teraz syn ucieka. No cóż. Ciekawa jestem, jak dalej to rozwiniesz. Pozdrawiam serdecznie i ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  9. Och, Amargein ucieka z trupą artystów - kocham go jeszcze bardziej niż wcześniej! ^^ Zrobiłabym dokładnie to samo, gdybym miała jakis talent, no i oczywiście jakichś artystów na podorędziu. ;) Bardzo mu się chwali to, że nie boi się podążać za swoimi marzeniami. Chyba zaczynam go lubić bardziej niż Morwen! :P

    OdpowiedzUsuń