Ogień
Wiał silny
wiatr, a po niebie sunęły ciężkie chmury w kolorze ołowiu. Wisiały nad ziemią
niczym topór nad głową skazańca. Stare sosny trzeszczały złowrogo i uginały się
przy każdym podmuchu zefiru. Zaczął prószyć śnieg.
–
Szybciej, szybciej, musimy wejść między drzewa, nim rozpęta się zamieć! –
krzyknął mężczyzna, który siedział na koniu i prowadził karawanę wozów. Zwierzę
ryło kopytami w ziemi i parskało dziko. Wiatr przybierał na sile, z jednego
wozu oderwała się płachta i łopotała przeraźliwie. Kilku ludzi rzuciło się w
jej stronę, by uchronić obwiązane sznurami pakunki.
– Ojcze, jeden
z koni uszkodził nogę. Nie pójdzie dalej – wołała młoda, rudowłosa kobieta,
szukając czegoś w jednym z wozów.
– Kobieto,
właź na wóz i nie schodź więcej, bo nie ręczę za siebie! – warknął rozeźlony
kupiec i, ściągnąwszy wodze, zawrócił. Minął dwa wozy, trzech jeźdźców i szybko
zatrzymał się przy niewielkiej grupce, otaczającej jednego z wierzchowców.
– Co mu? –
rzucił tylko i spojrzał na piękne stworzenie, które cięło niespokojnie
powietrze ogonem.
– Kulawy!
– odparł jeden z mężczyzn i splunął.
–
Rozjuczyć i zostawić. Będzie nam tylko ciężarem – zarządził zwierzchnik
karawany.
– Kiedy
worki? Co z nimi? – zaprotestował gorąco jeden z kupców, najpewniej właściciel
konia.
– Na wóz i
puścić kobyłę. Niechże ją wilki zeżrą. Licha nam tu jeszcze tylko brakuje, a
tfu.
Coraz
większe płaty śniegu leciały z nieba, robiło się również coraz zimniej, a
karawana była dopiero na skraju lasu. Wędrowali już od wielu tygodni. Przybyli
z Dali i zmierzali teraz na Wschód. Przez ostatnich kilka dni przemierzali pas
Ziemi Niczyjej i lada moment mieli zagłębić się w las. Byli przygotowani na złą
pogodę, wiedzieli o porywczych wiatrach, które zrywały się w tamtej części
kraju. Musisz wiedzieć, drogi Czytelniku, że śnieg i zamieć nie były straszne
Kupcom z Dalii, gdyż podróżowali oni tą trasą z pokolenia na pokolenie. Latami
wyruszali ze swoich rodzinnych stron, by starymi drogami odwiedzić wszystkie
kupieckie zakątki Camden, a następnie spędzali lato na Wschodzie. Kupowali
towar chętnie gromadzony na ziemiach trzech królów i wracali w ojczyste strony.
– Ojcze,
tylko nie zostawiaj go tutaj! – Mężczyzna poczuł, że coś ciągnie go za nogawkę.
Spojrzał w dół i utkwił wzrok w niebieskich oczach swojej dorosłej już córki.
– Co za
głupia baba, mówiłem przecie! Na wóz i nie wyściubiać nosa! – zamachnął się,
jakby chcąc ją uderzyć, jednak dziewczyna w porę odskoczyła od ojca. Wiedziała,
że nie zrobi jej krzywdy. To była jej już czwarta wyprawa z kupcami.
Prawdopodobnie przed przyszłą przyjdzie jej szukać męża i to z nim pojedzie na
wozie w czasie piątej. Patrzyła tęsknie w stronę konia, z którego grzbietu
zdejmowano ciężkie worki; zwierzę musiało być jej ulubieńcem.
– Nada, czyś
ty całkowicie rozum postradała? Jak nie wleziesz zaraz na wóz, to zostawię cię
tutaj razem z tym bezużytecznym koniem.
Dziewczyna
zrozumiała, że nic nie wskóra, więc szybko spełniła polecenie ojca. Schowała
się pod płachtą i owinęła w koce, tak że tylko czubek piegowatego nosa
wystawał. W tym czasie kupiec odczepił od pasa bukłak i pociągnął z niego
zdrowo gorzałki. Potem spiął konia i znów znalazł się na przedzie karawany.
Niedługo mu było czekać, by i reszta mężczyzn wróciła do swoich wierzchowców i
wołów, ciągnących wozy. Słaby koń wkrótce został daleko w tyle za karawaną,
która zagłębiała się stopniowo w las. Śnieg rozpadał się na dobre. Z mężczyzną,
prowadzącym karawanę, zrównał się inny jeździec.
–
Zmierzcha się – rzucił, jakby jego towarzysz nie miał oczu. – Nie zdążymy chyba
dojechać do Zimnej Polany. Wrony skrzeczą, nieopodal jest Pierwszy Krąg.
– To
pojedziemy po zmierzchu. Na drodze chcecie się zatrzymywać? – warknął kupiec i
znów pociągnął łyk gorzałki. Zaproponował ją również kompanowi, ten jednak
odmówił. – Czyja była ta kobyła? Nada jakby się szaleju nażarła, nie chciała go
puścić.
– Nie
dziwota. Należał do Oda. Od obiecał jej tego konia – uśmiechnął się złośliwie
mężczyzna i pogładził swoją brązową brodę.
– Od? OD?
Ten liczygrosz, ten śmieć do mojej Nady? Po moim trupie. – Splunął.
– Nadę też
chyba do niego ciągnie… – mruknął mężczyzna.
– Ona nie
ma nic do gadania i kropka. – Sięgnął do bukłaku, który okazał się pusty.
Poprawił swój skórzany kubrak obszyty białym runem i naciągnął czapkę na czoło.
– Hejże, Nada! – zawołał w stronę zadaszonego wozu. Po chwili kawałek szmaty
się odchylił i wyjrzała jego rudowłosa córka, owinięta pledem.
– Ojcze?
– Otwórz
no baryłkę śliwowicy.
– Ale,
ojcze, strasznie trzęsie w wozie. Porozlewam – wystraszyła się dziewczyna.
– No co za
głupia dziewka. Nie gadaj tyle, tylko rób, co mówię! – Rzucił w jej stronę swój
bukłak. – No i widzicie, Bragen, jakie to durne? I jeszcze z Odem, a tfu.
Dzieci z tego pewno jadłyby nogami, takie głupie.
Po chwili
dziewczyna wyłoniła się z wozu z pełnym bukłakiem. Jej ojciec podjechał na
koniu i wziął alkohol z rąk córki. Karawana poruszała się drogą, coraz dalej w
las. Wiatr świszczał między drzewami, ale przynajmniej śnieg nie sypał tak
gęsto, jak na otwartej przestrzeni. Droga była szeroka na tyle, że mieścił się
jeden wóz z dwoma wołami i dwóch jeźdźców obok, cały pochód przypominał
długiego węża. Możesz mnie spytać, drogi Czytelniku, czy nie bali się
wszystkich stworzeń, które zamieszkiwały las. Ano, pewno bali. Ale jak już mówiłem,
spóźnili się i nie zdążyli dojść do Zimnej Polany; wędrowali więc do tego
miejsca, w którym zwykli się zatrzymywać.
Robiło się
już naprawdę ciemno i podróż stawała się coraz bardziej niebezpieczna… Nagle
dało się słyszeć wycie wilków. Nada wychyliła się z wozu i z lękiem poszukała
sylwetki ojca.
– Ojcze! –
pisnęła.
– Właź pod
koc, bo ci rzyć odgryzą – zawołał tylko mężczyzna, nawet się do niej nie
odwracając. Karawana wolno posuwała się naprzód. Zmrok już zapadł prawie
całkowicie, a mróz kąsał odsłonięte części ciała. Nagle, gdzieś w północnej
stronie lasu, między drzewami zamigotały ogniki.
– A cóż to
za nowe szachrajstwo? – wytężył wzrok Bragen.
– Ogniki,
nie pacz tam, waść, bo rozum postradasz – odparł ojciec Nady.
Punkciki
światła wzbudziły zainteresowanie wszystkich kupców w pochodzie, nawet Nada,
która siedziała w obawie przed wilkami w wozie pod kocem i derką, wyczuła poruszenie,
więc wyściubiła nos na zewnątrz. Ogniki dawno się nie pojawiały, zatem ich
widok mógł zdziwić.
– Czego
one w zimie się jawią? Gaśnieć to nie powinno kiedy? – Bragen był coraz
bardziej zainteresowany zjawiskiem.
– Nie idź
w te demony, zwabią i uduszą.
– Wali,
patrzaj. Ull się odłączył – powiedział zaniepokojony Bragen, odwracając się w
stronę ogników.
– Psia
mać! Trzeba go szybko złapać. Hej! Bragen, zwołaj kilku chłystków z końca, tych
co na koniach. Oda też, może uda mu się kark skręcić tam po ciemku. Nada! Nada,
głupia dziewucho, każ lampiony pozapalać. Hej, w drogę! – po tych słowach
zerwał się za Ullem, który szedł w stronę ogników i znacznie oddalił się od
karawany. Był młody i to jego pierwsza podróż, więc nie można się dziwić, że
szedł jak oczarowany w stronę czegoś niezwykłego. Wozy stanęły i Nada zapaliła
kaganki, ale nie posłuchała ojca i nie została przy reszcie… tylko puściła się
za nimi w pogoń. W końcu zabrali też Oda. Na pieszo nie mogła dorównać
jeźdźcom, więc została znacznie w tyle.
Znów
rozległo się wycie wilków i dziewczyna zamarła wystraszona, ale podjęła
wędrówkę. Biegła w stronę ogników i jeźdźców, którzy dopadli już nieroztropnego
młokosa. Wtem Nada poczuła, że coś złapało ją za długie włosy. Wrzasnęła
piskliwie, czym zwróciła na siebie uwagę kupców.
– Złapałem
ją – zawołał Bragen w stronę Waliego. Trzymał dziewczynę mocno za rude kudły i
uśmiechał się od ucha do ucha.
– Chociaż
tyle. Przyrzekam, że to twoja ostatnia wyprawa, paskudna dziewucho. W domu
będziesz siedzieć, bachory rodzić i męczyć się z nimi, kędy ja teraz z tobą. I
zapleć to siano w warkocz jak przystoi. Wracamy. Odprowadź ją do wozu i
dopilnuj, żeby zapalili resztę kaganków.
Krótko
potem ruszyli w dalszą drogę. Od polany dzieliło ich około dwóch godzin marszu,
a już noc rozlała się dookoła nich i okryła szczelnie swoim płaszczem. Ogniki
czasem pojawiały się jeszcze między drzewami, ale sama karawana przypominała sznur sunących
wolno ogników. Na wzgórzach wyły wilki, a i czasem coś gorszego odzywało się
między drzewami. Najbardziej bała się tylnia straż, chociaż jako jedyna miała
kusze. Kupcy zazwyczaj podróżowali w rodzinach. Te same rody zbierały swoje
wozy i razem wyruszali z Dali do Camden. Jedni się starzeli i rodzili nowi, ale
rolę mieli zawsze taką samą. Także przypadło, że straż tylnią pełnili chłopcy
bardzo młodzi i musisz mi uwierzyć, drogi Czytelniku, że trzęśli się ze strachu
jak trzcina na wietrze. W ciemnościach widzieli oczy nieludzkie, wiele par
oczu, które przyglądały im się z ziemi i koron sosen. Słyszeli wilki i widzieli
ogniki. Nagle niespodziewanie powiał wiatr, jakby chłodniejszy niż do tej pory,
i puf, zgasły kaganki na dwóch
środkowych wozach.
Wszystkie
konie, jak na komendę, zarżały dziko. Woły również się odezwały niespokojnie.
Rozległy się okrzyki, by szybko zapalić lampiony, bo kupcy pogubią się na
rozstajach. Puf, zgasły kaganki na
wozach ostatnich i już tylko przód jarzył się nikłym światłem. W powietrzu
poniosło się coś, co przywodziło na myśl chichot. A może to tylko wiatr drwił z
wędrowców…? Puf, już tylko na jednym
wozie paliły się kaganki. Wali gwałtownie wstrzymał konia i odwrócił się
przerażony w stronę tonącej w mroku karawany; zdążył tylko krzyknąć.
– LICHO!
Puf.
Zgasły
ostatnie kaganki i rozpoczęła się igraszka.
Coś
targało płachtami, pod którymi skryte były towary, konie szalały przerażone,
jeźdźcy spadali z ich grzbietów, wszystkich ogarniała panika, krzyki niosły się
po lesie, zwabiając stworzenia, które tylko czekały, aż człowieka przestanie
bronić światło. Chichot można było słyszeć już bardzo wyraźnie, gdyby tylko
zapanowała idealna cisza, dałoby się pewnie słyszeć coś jak szybki tupot malutkich
słów w igliwiu. Nagle donośny trzask wzbudził jeszcze większy lament. Pękła
dysza i jeden z wozów opadł na ziemię, ciągnąc również zwierzęta. Ludzie
próbowali zapalić pochodnie, ale jak na złość krzesiwa nie dawały odpowiedniej
ilości iskier. Po ciemku ratowali woły i towary, a Licho buszowało i psuło, a
psuło.
– OGNIA,
SZYBKO! – krzyczeli wszyscy.
Ktoś
wołał, że właśnie stracił but, kolejna płachta zaczęła łopotać na wietrze i
trzask, tym razem pękło drewniane koło i wóz prawie przewrócił się na bok.
Pękły dwa worki z ziarnem, które poczęło sypać się na drogę.
Wtem
zapłonęły pochodnie, ale nie za sprawą kogokolwiek z karawany. Skrzek jakiś
dziwny i łopot skrzydeł doleciał do uszu ludzi, gdy karawanę otoczyło wreszcie
światło. Licho uciekło.
– Druidzi…
– szepnął Bragen, gdy dostrzegł starców, trzymających dziwne lampiony.
Byli nimi
w istocie. Nosili ciemne suknie z długimi kapturami, a ich płaszcze ciągnęły
się po ziemi. Przybyło ich siedmiu, dwóch nosiło długie, siwe brody, ale każdy
trzymał lampion i czujnie się rozglądał.
– Las
szedł za wami, przyjaciele – przemówił jeden z mężczyzn i zbliżył się do
Waliego, próbującego do tej pory odczepić woły, przygniatane przez uszkodzony
wóz. Druid podszedł do zwierząt i dotknął zasuszoną dłonią po kolei ich głów;
uspokoiły się, więc łatwiej było je wyprząść.
–
Dziękujemy waszmościom za ratunek – bąknął kupiec i nie wiedział, gdzie oczy
podziać.
– Jak
powiedziałem, idzie za wami las. Zwabiliście Draugra.
Zapanowała
pełna grozy cisza.
– A na
drodze leży zwalone drzewo. Wasze wozy nie przejadą, przyjaciele – mówił dalej
starzec spokojnym głosem, jakby nie obawiał się nadciągającego potwora.
– Co mamy
robić? – zapytał przerażony Wali. – Tu jest cały nasz dobytek! Jak mamy się
bronić…
–
Weźmiecie każdy worek ziarna. Weźmiecie to, co uważacie za najpotrzebniejsze. Weźmiecie
to wszystko i pójdziecie z nami, przyjaciele. Jednak spieszcie się, bo demon
nie będzie czekał.
Ludziom
nie trzeba było dwa razy powtarzać; wszyscy żywo zakrzątnęli się dookoła wozów.
Żal było koni i innych zwierząt, ale skoro zabroniono im ich zabierać, musieli
porzucić je na pastwę lasu. W końcu stanęli w kupie, była tam i Nada,
przerażona całą sytuacją. Prócz niej raptem cztery kobiety, ale w wieku raczej
dojrzałym. Wszystkich razem koło ludzi dwudziestu pięciu.
– Weźcie
jeszcze jeden sznur i belę płótna. Przez Drugi Krąg nie możecie przejść i
widzieć. Wtedy zasłonicie oczy, a trzymając się sznura, nie zgubicie drogi –
powiedział starzec. Szybko spełniono jego polecenie.
– Ojcze,
co to jest Draugr? – pisnęła Nada, gdy próbowała nie ugiąć się pod worem ziarna
i jednocześnie dotrzymać kroku ojcu, gdy wszyscy już zeszli z drogi i
przemierzali las w świetle latarni.
– Ma skórę
czarną jak śmierć i zabija każdą żywą istotę, którą napotka na swojej drodze.
Spodziewaliście się pewnie wyjaśnienia, związanego z poprzednim rozdziałem, a ja wam taką niespodziankę zaserwowałam! No cóż, ale to ważne wydarzenie fabularne. Wkrótce przekonacie się dlaczego :)
Pierwsza! Mhahah, zawsze marzyłam, żeby to gdzieś zrobić:D Zabieram się do czytania!
OdpowiedzUsuń"konia – uśmiechnął" - kropka po konia:)
OdpowiedzUsuń"hrajstwo? – wytężył wzrok Bragen." - wielka litera po myślniku
"drogę! – po tych słowach" - tu też:)
A mi się podobało takie urozmaicenie, czytało się przyjemnie, bohaterów nakreśliłaś świetnie - ciekawską Nadę, dowódczego Waliego i starca, który najbardziej przykuł moją uwagę. Ach, ten potwór na końcu już liczyłam po cichu na jakieś starce, a tu nie ma... Chociaż sam w sobie rozdział, choć trochę przegadany, miał sporo akcji tu ogniki, tu Nada, tu licho. Masz takiego dziwnego narratora, niby wszechwiedzący, a niby "chyba", ale w każdym bądź razie to dodaje jakieś nutki uroku tekstowi. W każdym bądź razie jestem ciekawa czego się przekonamy, zatęskniłam w sumie czytając ten post do rezolutnej dziewczynki w świecie samych chłopców, ale nie mogę ukrywać, że to co przeczytałam teraz bardziej mi się podobało od poprzedniego rozdziału:3
Boru, muzyka celtycka! <3 Kocham Celtów, wiesz? Dzięki temu zabiegowi od razu wprawiłaś mnie w pozytywny nastrój!:)
Pozdrawiam, ściskam, weny życzę i mam nadzieję, że odnalazłaś się w moim myślowym kotle <3
Przegadany rozdział? Nic podobnego! Tutaj wszystko jest istotne i nawet mam wrażenie, że zostało powiedziane zbyt mało, serio serio. Cieszę się, że przypadła ci do gustu różnorodność bohaterów. Staram się nie tworzyć kopii, bo co to za przyjemność mieć pęk takich samych ludzi z różnymi imionami? Przykładam wagę do reakcji, staram się różnicować trochę ich składnię i sposób wypowiadania. Mój narrator został już określony starym dziadem przed chałupą :) I to taka trochę prawda. Wiesz, ci wioskowi gawędziarze mieli w głowach mnóstwo historii, ale też każda historia miała wiele wersji i stąd ten brak stuprocentowej pewności. Cieszę się również, że rozdział trafił w twoje gusta. Jest trochę taką odskocznią od zamku, żeby nie zrobiło się zbyt duszno. A muzyka celtycka jest cudowna. Gdy buszuję w internecie, by znaleźć odpowiednie utwory, wsiąkam często na wiele godzin i maltretuję przycisk 'reply'. I dzięki za błędy; zaraz je poprawię.
UsuńPrzegadany to z pewnością nie była dla niego ujma, po prostu inaczej nie dało się określić nagłej (jak dla mnie) nawałnicy dialogów!:D
UsuńCóż, widać, że bardzo się starasz, aby to co wychodzi spod Twoich palców było jak najlepszej jakości - to się chwali, bo przecież trzeba pomyśleć, trzeba stworzyć sobie coś w głowie, a dopiero później przelewać na stronice w Wordziachu:)
"stary dziad przed chałupą" <3 Piękne określenie!
Lubię takie odskocznie, chętnie poczytam ich więcej:)
Nic mi nie "mów"! Mam tak samo i często łapię się na tym, że mijają godziny, a ja wciąż siedzę i majstruję przy yt!:)
Proszę bardzo:)
Ach, teraz rozumiem! Faktycznie, było ich całkiem sporo :) Ale po prostu nie widziałam tego inaczej; ten rozdział musiał być bardziej dynamiczny, a nic lepiej niego nie podkreśli niż dialogi. Haha, cieszę się, że podoba ci się określenie narratora ^^
UsuńPierwsze kilka słów, a ja już jestem zadowolona z kolejnego rozdziału. Postać kupca prześmieszna, do tego marudna córka, która chce oszczędzić biednego konia. Sposób, w jaki ojciec zwraca się do Nady mnie niesamowicie bawi, chociaż z drugiej strony trochę dziewczynie współczuję.
OdpowiedzUsuńWątek kupców sam w sobie bardzo ciekawy. Przywodzi mi na myśl trochę wędrowniczy tryb życia Mongołów.
Ciekawi mnie, dlaczego ojciec Nady tak bardzo nie chce, by córką interesował się Od. Zdanie, że ich dzieci jadłyby nogami rozłożyło mnie na łopatki! Pat, muszę ci przyznać, że masz niesamowity talent do pisania takich tekstów. Sposób mówienia postaci, powiedzonka, no po prostu miodzio.
Ciekawa jestem, jakiego typu klimat tam panował. Jeżeli taka zima tundrowa, to naprawdę współczuję przeprawy, zwłaszcza tej biednej dziewczynie. Nie dziwię się, że mężczyźni popijali ciągle alkohol, czymś musieli się w końcu rozgrzać. :P
„Oda też, może uda mu się kark skręcić tam po ciemku.” Ależ ten ojciec życzliwy. Mimo wszystko jednak znów rozbawiło mnie to zdanie.
O, ale akcja. Nie spodziewałam się druidów w sumie, jak najbardziej na plus. Myślałam w sumie, że ci druidzi niby im tak pomogą, ale gdzieś tam w ciemnym lesie zeżrą ich żywcem. (Nie pytaj, chora wyobraźnia).
Jejku, w sumie skończyłaś w takim momencie, że wszystko jeszcze przed nimi. Może druidzi zjedzą ich tam w tym Drugim Kręgu? Sialalalala. :)
Ach, kupiec i jego córka. Tak się zastanawiałam, czy troszkę nie przesadzę, ale te wypowiedzi miały być specyficzne. Powiem szczerze, że trochę trafiłaś z tymi Mongołami! Kupcy z Dali też są całe życie w trasie. Co więcej, bardzo staram się te ludy różnicować. Tutaj może jeszcze tego nie widać, ale styl życia Kupców różni się od codzienności mieszkańców Camden. Tak jak poddanych trzech królów przedstawiam jako mieszankę Słowian i Celtów, tak przybysze z Dali mają iść w stronę Norwegii i trochę wikingów. Pierwszą rzeczą, która wprowadza ten podział, są imiona. To wersje skandynawskie :) Również panteon bóstw trochę się zmieni. Talent do pisania? Och, dziękuję ci bardzo! Ja po prostu staram się pisać o tym, co sama chciałabym przeczytać. I tak jakoś wychodzi. Myślę o zrobieniu mapy, która również trochę rozjaśni wam obraz świata. Dal jest raczej chłodna i górzysta, dobrym obrazem będzie tutaj naprawdę krajobraz Skandynawii. Wschód natomiast idzie w klimaty cieplejsze, dlatego Kupcy spędzają tam lato. Camden to klimat umiarkowany, tylko pas Ziemi Niczyjej znajduje się w strefie tych zimnych prądów. Może na to mają wpływ Pierwotne Kręgi? Paprano się tam kiedyś bardzo magią :) Ha, widzę, że moi druidzi byli zaskoczeniem. Ale nie, oni raczej nie jedzą ludzi. Zbyt bardzo są związani z naturą :o
UsuńFaktycznie, spodziewałam się raczej powrotu do zamku i wyjaśnienia sprawy z dziwnym podglądaczem ; D Trzeba jednak przyznać, że taki obrót sprawy wcale mnie nie zasmucił. Czasami potrzeba czegoś nowego. Ciekawie przedstawione postacie, a szczególnie kupiec i jego córka. Podoba mi się wątek z druidami, taki trochę niespodziewany. Trzeba pamiętać, że nadal ciekawią mnie losy Morwen, ale teraz również tych podróżujących kupców. A, no i dawno nie było Armageina(mam nadzieję, że nie przekręciłam imienia), a szkoda. Liczę na to, że niedługo się pojawi. Podsumowując rozdział i tak bardzo mi się podobał, a teraz niecierpliwie czekam na kolejny, pozdrawiam i życzę weny ; )
OdpowiedzUsuńNo, imię napisane prawie dobrze - Amargein, nie Armagein ^^ Ale zdaję sobie sprawę z tego, że to dość trudny wyraz. Spokojna głowa! Do ich losów wrócimy niebawem, ale uwierz mi, że w tym rozdziale rozgrywają się szalenie ważne dla fabuły wydarzenia. Zobaczycie niebawem! :)
UsuńJest w Twoim opowiadaniu coś takiego... po prostu "coś takiego". Chwali Ci się. :D Scena z koniem była smutna, mam straszną słabość do zwierząt. Zastanawia mnie co ten rozdział będzie miał do pozostałej części opowiadania?
OdpowiedzUsuńŚwiat jaki budujesz jest niesamowity, przypuszczam, że lepiej czyta się Twoje opowiadanie, po zmroku. Wtedy lepiej można wczuć się w klimat, ale teraz też jest nieźle. W fajny sposób zawierasz tutaj te mitologiczne stworzenia, nie opisujesz ich do końca i zostawiasz pole popisu dla wyobraźni czytelnika. Twoje opowiadanie nie jest też tym wszystkim przepełnione, chociaż je bym tam nie narzekała :D
Tak czy inaczej, czekam na kolejną notkę, tymczasem zapraszam do siebie
http://krucha-sprawa.blogspot.com/
Powiem szczerze, że też mi było szkoda zwierzaka. A wyobraź sobie teraz rozpacz Oda, który dopiero co go kupił i na dodatek chciał podarować Nadzie, o której rękę pragnął się starać. Ale z głową karawany nie mógł dyskutować. Jak już pisałam wyżej, wydarzenia związane z karawaną kupców praktycznie nadadzą bieg naszej historii, ale nie mogę zdradzać zbyt wiele. Co do stworzeń; nie chcę zasypywać was informacjami, bo byłoby to zwyczajnie nudne i nienaturalne. Kto w rozmowie zawrze dokładny opis jakiegoś demona? :) Dlatego stworzyłam BESTIARIUSZ, gdzie dokładniej staram się zarysować dane stworzenie, o ile internet mi pozwoli, wstawiam również podobizny. Zapraszam cię do zajrzenia do tej zakładki ^^ Cieszę się, że ci się podobało, a ja zaraz postaram się przeczytać rozdział u ciebie!
Usuń„Najbardziej bała się tylnia straż, chociaż jako jedyna miała kusze.” – „tylna”
OdpowiedzUsuń„Także przypadło, że straż tylnią pełnili chłopcy bardzo młodzi i musisz mi uwierzyć, drogi Czytelniku, że trzęśli się ze strachu jak trzcina na wietrze.” – „tylną”
Tylko te błędy znalazłam. Szacunek, moja droga! ;d
Czytając ten rozdział czułam tę tajemnicę, okrywającą las, którym podróżowali kupcy. Nawet ich strach mi się lekko udzielił. Sam fakt, że wszystkie światła nagle zgasły był przerażający. Nie wyobrażam sobie siedzieć w domu i zobaczyć, że nagle mi lampka gaśnie (jeśli nie ma burzy!), a co dopiero, gdyby mi światło w samym środku lasu zgasło. Chyba bym na zawał umarła :O
Ale na szczęście w Twoim świecie są druidzi. I wiesz co? Chwała Ci za to! Bo ja naprawdę bardzo lubię druidów, więc z chęcią sobie o nich poczytam. Szczerze mówiąc nie miałam jeszcze do czynienia z opowiadaniem, w którym znajdą swoją rolę, nawet tę najmniejszą. Tak więc opisanie ich w tym krótkim fragmencie było dla mnie niesamowicie miłą niespodzianką. Mam nadzieję, że opiszesz ich bardziej w kolejnych rozdziałach. Nie ukrywam, że ciekawi mnie Twoja wizja tych ludzi. Gdzie według Ciebie mieszkają i jakie dokładnie mają moce. Czy rzeczywiście są aż tak świetni, jak każdy uważa? ;>
Szczerze mówiąc nie spodziewałam się takiego rozdziału. Naprawdę myślałam, iż napiszesz o tym kimś, kto śledził Morwen, a tu taka niespodzianka. No, ale wyszła Ci bardzo dobrze, więc wybaczam xd A i chciałam także zauważyć, iż bardzo dobrze wychodzi Ci pisanie językiem takich wieśniaczych kupczyków. Ten ich specyficzny sposób porozumiewania się aż czuć, jak się to czyta ^^
Dobrze, no to nie pozostaje mi nic innego jak czekanie na następny rozdział!
Tak więc uzbrajam się w (nie)cierpliwość!
Pozdrawiam serdecznie! ^^
Dziękuję za błędy, już je poprawiłam :) Myślę, że czytanie tego rozdzialiku po ciemku dałoby fajny efekt - może nie strachu, ale łatwiej byłoby się wczuć w cały klimat! Druidami mam zamiar się zająć, bo to również ważny bohater zbiorowy. Zobaczymy, czy moja wersja przypadnie ci do gustu. I cieszę się, że mimo wszystko byli elementem zaskoczenia! W sumie o to chodzi i to będę starała się osiągnąć - nigdy nie wiadomo, co u Pat może się zdarzyć. Przy języku moich kupców trochę pracowałam i przyznam, że bardzo pomógł mi fakt, że swego czasu zaczytywałam się w "Wiedźminie" - tam sporo ciekawych zwrotów było i dzięki temu mam możliwość zabawy. Rozdział będę wstawiała pewnie jakoś w tym tygodniu, także długo czekać nie będziesz musiała :)
UsuńWitam witam cieplutko :) Spodziewałam się jak większość dalszej historii z zamku, a tu taka niespodzianka! Ale na plus! Znów świetny klimat i dialogi. Świetnie wykreowałaś postać ojca, mówił tak realistycznie i z przekonaniem! A i bardzo jestem ciekawa, gdzie och wiodą Ci druidzi i co to za potwory czają się w lesie ;) Także rozdział jak najbardziej pozytywny, czekam na ciąg dalszy i zapraszam do siebie na III. ;)
OdpowiedzUsuńMiło mi, że ci się podobało ^^ Ha! Wszystkich chyba ten rozdzialik zaskoczył i to bardzo dobrze, bardzo. Do Zamku wrócimy niebawem, może już w następnym rozdziale, ale taki przeskok był mi potrzebny do fabuły. Nie wiem, jak dokładnie wyglądałoby to w formie papierowej (bo zawsze staram się oczami wyobraźni przenieść pisaninę na papier), ale na blogu innej opcji nie było. A ja zaraz lecę nadrobić rozdział u ciebie :)
UsuńStrasznie fajny ten rozdział. Zdecydowanie najlepszy z tych, które dotąd się ukazały, przez co mam większą chrapkę na kolejne.
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo i nawet coraz bardziej podoba mi sie świat jaki kreujesz. Ma w sobie coś takiego magicznego, ale i swojskiego z bardzo interesującą nutką niepweności jakby drobnego żartu.
Cała ta gromada kupców jest niesamowicie sympatyczna i nieco sprośna - ale tylko troszeczkę. W ogóle podoba mi się jak różnicujesz ludoność. Ci z Camden są raczej osiadli, mają te swoje pokręcone zwyczaje, ale w sumie to chyba i oni i ci z Dali (kojarzy mi się strasznie z krasnoludami i miastem pod Samotną Górą :D) mają mino wszystko podobne wierzenia - chyba wszyscy są niesamowicie zżyci z lasem i naturą, a także z całymi tymi potworkami, których i tak nie ogarniam. W ogóle ciekawie to przedstawiłaś, że kupcy z Dali prowadzą raczej taki koczowniczy tryb życia (no w dużym stopniu :P), bo to wynika z tego, czym sie zajmują.
Cała ta ferajna też przeurocza. Wali, który wszystkim tym dyryguje i jeszcze ma taki ciekawy sposób wypowiedzi ^^ zwyczajnie urzekł mnie. Nie wiem czy to przypadek, ale tu znów odniosłam wrażenie, że trochę mu nie na rękę, że ma córkę i różnież wolałby chłopaka ;) Nada też jest niesamowicie sympatyczna - ot, taka ruda ciutkę niepokorna duszyczka, która wie lepiej, ale ma bardzo miękkie serduszko ;) A Od to pewnie za mało posiada i dlatego jest nieodpowiednią partią dla Nady, prawda? No jakoś wątpię, żeby ktoś taki jak Wali interesował sie uczuciami córki, nawet jeżeli jest jedynaczką (w rozdziale nic chyba nie ma o jej jakimkolwiek rodzeństwie, aczkolwiek nie wykluczam takiej możliwości :D).
Jej i jest jeszcze ten eteryczny świat rzedstawiony. Czasami, czytając, mam wrażenie, że to taka mgiełka i wystarczy wyciągnąć rękę, a sie rozpłynie. To niesamowicie przyjemne wrażenie ^^
Te ogniki też są bardzo przyjemne, ciekawe i inne niż poprzednie stworki. Ale czemu wszystko, co sie tam pojawia, a ma jakikolwiek związek z magią (pomijajac driudów) jest raczej niebezpieczne? Szkoda. Licho też mi sie podobało - skojarzył mi sie z takim psotnym duszkiem :P Ale to coś na końcu, to pojęcia nie mam, co o tym myśleć. No bo taka krótka ta odpowiedź była! Chociaż wiem, że się śpieszyli etc... no, ale - no szkoda.
Druidzi natomiast od razu skojarzyli mi się z tymi z "Przygód Merlina". Nie wiem czy oglądałaś, czy nie, ale akurat bardzo podobało mi sie ich wyobrażenie tam, dlatego też jestem tym bardziej ciekawa jak tam dalej z nimi akcję pociągniesz (bo pociągniesz, prawda?). No i czekam na więcej informacji o nich i w ogóle o tym świecie - jakaś mapka chyba by sie przydała ;) I co to są Pierwotne Kręgi?! Strasznie mnie ta nazwa zainteresowała, a zupełnie nic na ten temat...
Czekam z niecierpliwoscią na kolejny rozdział tej świetnej historii (jak znam siebie, to i tak sie spóźnie :P) i pozdrawiam ;)
Whoa! Jaki długo komentarz <3 Strasznie się cieszę, że tak do ciebie trafia mój klimat. Od razu wyjaśnię parę sprawa - wspomniałam o tym już w komentarzu wyżej, ale teraz rozwinę :) Owszem - oni wszyscy są związani z lasem i naturą, ale na to wpływ miała po prostu świadomość w czasach, na których się wzoruję. To człowiek był na świecie obcym, więc musiał zżyć się z ziemią. Również dzięki niej mógł przeżyć, a ponieważ bał się nieznanego, to wiele rzeczy tworzył we własnej głowie. Masz rację, że do tej pory przedstawiciele bestiariusza pojawiali się raczej jako ci źli. No, poza stworkami z rozdziału o Amargeinie, którym chłopiec wystawiał mleko w misce :) To akurat duszki domowe, której pomagają w gospodarstwie. Co się tyczy Ogników, to właściwie one są bezwolne. Dziś już wiadomo, że to samozapłon gazu nad moczarami, ale wtedy ludzie tego nie znali, więc szukali wytłumaczeń. A że ognie św. Elma pojawiały się na terenie grząskim, to "duszenie i wciąganie" odnosiło się po prostu do błota. Ich pojawienie się wiązano również z krasnoludami - miały być wtedy lampionami ich pochodni, a swoim położeniem wskazywały miejsce skarbu. Dal, to właściwie tylko słowo. Coś, co jest daleko :) Równie prosta nazwa jak Wielka Woda, czyli po prostu morze camdyjskie. Nie oglądałam "Przygód Merlina" i druidów wiążę po prostu z kulturą celtycką, którą się troszkę interesowałam i dlatego też postanowiłam wykorzystać ich i siebie. Pierwotne Kręgi wyjaśnię już w następnych rozdziałach, jednak to naprawdę nic szczególnego, zobaczysz. A mapka... Mapka już została przygotowana i może pojawi się już nawet dziś ;)
Usuń